26 kwietnia 2014

Port Literacki 2014

     Dzięki współpracy z wroclove.info miałam okazję uczestniczyć w tegorocznym porcie literackim. W sumie wstęp był za free, jednak inaczej pewnie o wydarzeniu bym nie usłyszała. Więcej o porcie można przeczytać na stronie internetowej, więc nie będę się skupiać na programie itp. Niestety ostatnimi czasy złapała mnie jakaś przeokrutna choroba i nie mogłam w pełni cieszyć się tym, co mnie spotkało. Cały port trwał trzy dni, ja uczestniczyłam niestety jednodniowo. W Teatrze Współczesnym odebrałam swoją akredytację ( identyfikator z napisem media, fajna sprawa) i udałam się na salę. A, wcześniej byłam jeszcze na rynku, gdzie panie prezentowały swoje utwory. Niestety mało było słychać i musiałam zająć się czymś jeszcze, dlatego też obserwowałam ludzi ( ach, ja ja to lubię!). I było cudnie, mnóstwo indywidualności. Skłoniło mnie to do refleksji − czy tak wyglądają dzisiejsi artyści? Każdy inny, każdy piękny. No nic, jak już się napatrzyłam udałam się do tego teatru. Z chusteczkami w ręku, słuchałam rozmowy o nowych zbiorach poezji − Zuzanny Ginczanki, Anny Kamieńskiej oraz Anny Świrszczyńskiej. Na ich temat wypowiadali się twórcy zbiorów, czasem przytoczyli jakąś anegdotę, przeczytali jakiś wiersz. Ogólnie całkiem ciekawie. Ale, najlepsze było tuż po tym. Najlepsze? Po prostu trafiło w mój gust i zaprzestało skupianiu się na bólu, perfekcyjnie. Było to spotkanie z autorkami z Hiszpanii i ich tłumaczką, które poprowadził Dariusz Bugalski ( Trójka!). W rolach głównych Carme Riera oraz Marina Mayoral, z czego druga pani szczególnie skupiła moją uwagę. Wydawała się tak niezwykle ciepłą osobą, że od razu mnie kupiła. Panie czytały utwory, zarówno swoje jak i z książki, którą współtworzyły razem z ośmioma innymi autorkami. Odczytom w oryginalnym języku towarzyszyła klimatyczna hiszpańska muzyka ( chyba się zakochałam!) oraz tematyczne animacje wyświetlane wraz z tłumaczeniem. Całość była tak magiczna, że chętnie, tym razem zdrowa, znów wzięłabym udział w takim wydarzeniu. A, to nie wszystko. W ramach portu przygotowuję wywiad z panią Justyną Bargielską oraz panem Jackiem Dehnelem, zobaczymy co z tego wyjdzie. Książkę pana Dehnela miałam omawiać w prezentacji maturalnej, ale jakoś się nie złożyło. Jeszcze rok temu nie przypuszczałam, że w przyszłości będę miała kontakt z takimi osobistościami!






23 kwietnia 2014

tym (nie)żyję otatnio.

     Wiedziałam, że coś pominęłam, że coś nie zapisało się w mojej pamięci, choć powinno. Mowa o Symulakrze. Spektakl, który gdzieś tam w myślach towarzyszył mi jeszcze przed swoją premierą. Na premierę się nie udałam. Nie wiem, czy to dlatego, że na premiery chodzić nie lubię ( jakaś agorafobia?), czy jakieś inne siły po prostu mnie od tego odwiodły. Na szczęście było wznowienie. Obiecałam sobie, że kiedyś pójść muszę, a to może być ostatnia szansa ( nie, nie życzę TNW zaprzestania działalności twórczej, broń Boże!), więc poszłam. Pisałam nawet o tym, o TUTAJ. Trochę odgrzewane kotlety, ale moja quasi-dziennikarska wena ostatnio zamarła, i tak trwa tej w swej martwocie ( o ile kiedyś w ogóle była żywa?). Szkoda, bo mogłabym wykorzystać możliwości jakie dostałam. Od losu? Hmm. No nic, nie ważne ( ach, te rozterki). Na Symulakrze nie byłam prywatnie, może tym razem – dzięki Bogu? Inaczej bym się pewnie rozryczała, pojęła sens, czuła coś głębokiego, bardzo, bardzo. Możliwe. Tymczasem – bardzo chciałam dostrzec coś czego tam nie było, nie wiem, jakieś pragnienia, potrzeby uzyskania – o! Bóg wie czego. Spektakl był genialny, ale ja, jakaś niedostosowana? Może to złe słowo, ale nie znam na ten moment lepszego.
     Na głowie tylko kilka spraw, a wydaje mi się jakbym miała ich milion. Redakcje, jedna, druga, prezentacje, szkoła, prawo jazdy, które w końcu powinnam skończyć, poprawa matur, wybór nowej szkoły... Tak się cieszę, że coś wypełnia mi dni, mimo mojego marudzenia. W ostatnim czasie ( jakoś od stycznia?) tylko to daje mi pozory istnienia. Poczucie, że jestem ( marudzenie, marudzenie...).
     W ten weekend wybieram się na Port Literacki, o którym więcej TUTAJ. Mam nadzieję, że przeżyję, że jakieś choróbsko, które mi się przydarzyło odpuści, i będzie już tylko dobrze. Tylko dobrze.
T y l k o  d o b r z e.
   

13 kwietnia 2014

Kochana.

niektórzy mają jednego Boga, inni więcej. a ja mam trzy boginie. w jakiś sposób na pewno je posiadam. każda gdzieś w środku mnie, w jakiejś mojej części, którą tak trudno sprecyzować. błąkają się po schodach żeber, wylegują się w dołeczkach przy obojczykach, niewinnie wymieniają uśmiechami. ale, chyba nigdy ze sobą nie rozmawiały. każda inna. choć bardzo podobne. łączy je Kraków, wrażliwość, siła, siła... przede wszystkim siła. O i R. R, taka wielka, a nie zauważyłam, litera na początku imienia. wyjątkowa. 18. w alfabecie łacińskim. 18, chyba tyle waży moja dusza. taki słodki rozbiór anemicznych 21. gramów przez zaborców. którym poddać się miło.
wiosna. nie lubię tej pory roku. chociaż akurat tę... ta jest inna. a kwiecień, to taki miesiąc spotkań. miesiąc tak banalnego odnawiania, odradzania i innych od. od czegoś trzeba było zacząć. a nic nie może być bardziej od, niż odwiedziny. bogi do ludzi nie przychodzą na kawę, na przytul, na ładne masz oczy. spacerują za to często. tu i tam, tu i teraz. można więc troszkę się za nimi powłóczyć. jak półcień, nienatrętnie.
bogi nr 1, i jeszcze nr 1, ale niestety nr 1, nie mogę się już pochwalić.

Roma Ligocka- wystawa malarstwa, Synagoga pod Białym Bocianem 6.04.14
Renata Przemyk- koncert Projekt Grechuta 12.04.14