Są teraz dwie drogi.
Są tacy, co idąc ulicą, grabią co się da.
Ludzie, co nie wierzą w nic poza końcem świata.
A ta druga droga.
Farmerzy wychodzą wydoić swoje krowy.
Żołnierze zgłaszają się na służbę.
Ci, którzy wierzą, że życie jakoś się potoczy.
Lub nie wiedzą co dalej począć.
Są tacy, co idąc ulicą, grabią co się da.
Ludzie, co nie wierzą w nic poza końcem świata.
A ta druga droga.
Farmerzy wychodzą wydoić swoje krowy.
Żołnierze zgłaszają się na służbę.
Ci, którzy wierzą, że życie jakoś się potoczy.
Lub nie wiedzą co dalej począć.
Ostatnia miłość na Ziemi, czyli ostatni film,
na którym płakałam, tak na serio. To był czwartek, DKF w naszym mieście zawsze
jest w czwartek. Umówiłam się z dziewczynami, że pójdziemy, to i poszłyśmy. Jakoś
rok temu? Dawno. Do kina weszłyśmy jako jedne z pierwszych, a wyszłyśmy
ostatnie. Przez moją głupią emocjonalność i brak wystarczającej ilości
chusteczek. Kto by pomyślał.
Cokolwiek
powiedziałem, nie chciałem tego.
To nie byłem ja. To ta zaraza.
To nie byłeś ty. To nie byłeś ty.
To nie byłam ja. To nikt. Nic.
Nikogo tu nie ma. Nikogo. Wcale.
To nie byłem ja. To ta zaraza.
To nie byłeś ty. To nie byłeś ty.
To nie byłam ja. To nikt. Nic.
Nikogo tu nie ma. Nikogo. Wcale.
Główne role w filmie zagrali Eva Green i Ewan
McGregor. Pani Eva jest piękną subtelną kobietą, ale nieważne (choć oczywiście sympatyczniej
się ogląda). Na 92 minuty stali się Michaelem i Susan. Mieli bolesną
przeszłość, osobno. Mimo tego byli w stanie kochać. Ponad wszystko. W obliczu
tak strasznej tragedii. Dawno nie widziałam takiej miłości na ekranach, nigdzie
takiej nie widziałam. Z filmu pamiętam niesamowicie dużo emocji, mniej treści,
mniej fabuły.
Nastała
ciemność.
Ale czują swoje oddechy i wiedzą wszystko co powinni wiedzieć.
Całują.
Czują wzajemnie łzy na policzkach.
I gdyby ktokolwiek mógł ich zobaczyć, zobaczył by najzwyklejszych kochanków.
Pieszczoty twarzy, bliskość ciał.
Zamknięte oczy.
Nieświadomi otaczającego ich świata.
Bo tak właśnie życie toczy się dalej.
Jak tu.
Ale czują swoje oddechy i wiedzą wszystko co powinni wiedzieć.
Całują.
Czują wzajemnie łzy na policzkach.
I gdyby ktokolwiek mógł ich zobaczyć, zobaczył by najzwyklejszych kochanków.
Pieszczoty twarzy, bliskość ciał.
Zamknięte oczy.
Nieświadomi otaczającego ich świata.
Bo tak właśnie życie toczy się dalej.
Jak tu.
Poruszyły mnie sceny, które były bardzo
banalne. Scena, gdy Susan ze swoją siostrą rzucają kamykami, by pozbyć się
negatywnych emocji (do dziś tak robię!). Scena, gdy Michael obwinia Susan za
to, że nie może mieć dzieci- taki wątek zawsze gdzieś tam do mnie trafia i robi
z moim organizmem coś dziwnego. Scena, gdy dzwonią do siebie, ale nic już nie
słychać. I cisza. I lektor. I muzyka. Max Richter spisał się na medal.
W imię takiej miłości, chciałabym przeżyć (może
to nie jest odpowiednie słowo...)przedstawioną tam tragedię. Gdy człowiek
straci wszystko co ma, ale jest obok ktoś z kim może dzielić tę pustkę i
smutki, to tak naprawdę tylko wygrał. Trochę dominika Coelho, ale takie banały
czasem mi się przydają.
Na szczęście inni też płaczą. Po seansie jedna
z koleżanek chcąc mnie podbudować powiedziała- ja cię nawet rozumiem, mnie tam
np. wzruszają filmy o zwierzętach. To naprawdę było budujące :)