11 marca 2014

Dolne partie, bardzo dolne.

     Miałam nauczyć się regularnego pisania, ale po prostu nie mogę- nie, kiedy grają takie rzeczy, o których nie chce się nawet mówić. Jak więc pisać? Wróciłam na kilka dni do Kłodzka, miasta rodzinnego, o którym już wspominałam. Mamy tu takie małe kino. Czasami zdarzy się, że zagrają jakiś spektakl, ostatnio nawet często. A to wszystko z racji programu realizowanego przez Instytucję Kultury Kłodzko 2016: Teatr w Kłodzku. Dobrze, że są takie rzeczy, oj dobrze. Może to choć trochę uwrażliwi ludzi z tego miasteczka, przydałoby się. Przynajmniej to, bo na nadrobienie braków w kulturze osobistej już nie liczę (na spektaklach uprasza się nie wstawać, nie szeleścić, nie rozmawiać, nie bawić telefonem, nie komentować i nie odpowiadać na pytania retoryczne, błagam).
     Kiedy chodziłam do koku na spektakle w ramach Zderzeń, nigdy jakoś nie rzucało mi się w oczy złe zachowanie widowni. Może potrzebna była do tego kiepska sztuka, albo przynajmniej taka, która po prostu nie trafiła w moje gusta, taka jak ta niedzielna na przykład. Dolne Partie okazały się dla mnie nie tylko dolnymi, ale wręcz zahaczającymi o dno. A może przesadzam i jestem po prostu nadwrażliwa?
     Kiedy zgasło światło usłyszałam ciąg słów, na początku było to dla mnie śmieszne, później czułam się niezręcznie, a w końcu zwyczajnie zażenowana. Pochwa, srom, wagina, cipka. No brawo, nie jestem na tyle dojrzała, by nie reagować na takie słowa, ewentualnie reagować właściwie. Ale... czego mogłam się spodziewać. Otóż spodziewałam się wiele. Dolne Partie – musical intymny, hmm. Myślałam, że będzie naprawdę intymnie, grzecznie i delikatnie. Skąd te oczekiwania? Tytuł, tytuł i jeszcze raz tytuł. Chyba za bardzo zwracam uwagę na słowa. Te zapowiadały coś zgoła innego. Skoro spektakl miał być dosadny (i był), dlaczego nie nazwano go- O trzech pochwach, Historia cipki, itp. Brak słów na więcej przykładów, bark słów. 
     Reżyserem sztuki jest Szymon Turkiewicz, którego mieliśmy okazję zobaczyć (i ocenić... rzecz ludzka) na spotkaniu po spektaklu. Spotkanie to wyglądało na bardzo spontaniczne, choć ujęte było w programie. Aktorki wyglądały na zaskoczone, ta emocja akurat im się udała. Na scenie mogłyśmy (ot tak, bo na widowni były praktycznie same kobiety) podziwiać cztery aktorki: Dagmarę Bąk, Magdalenę Engelmajer, Annę Marię Guzik oraz Aleksandrę Tomaś. Pani Ola jest kłodczanką, swoje pierwsze kroki jako aktorka stawiała pod przewodnictwem pani Asi (kto z Kłodzka, ten wie kto to i jak dużo znaczy dla naszej sceny). Mnie jednak nie zachwyciła. Na spotkaniu uskuteczniano zaproszenie pani Oli do Kłodzka, może wtedy powstanie coś co mnie porwie, o. Wielu jej słów nie rozumiałam (może to wina nieprzystosowanej sali kinowej?), aż zaczęłam się w pewnym momencie zastanawiać, gdzie pada akcent w słowie muzyka, no i innych, mniej grzecznych. Moją uwagę zwróciła piękna sylwetka pani Ani (wow!). W oczy rzucało się także zdecydowanie lepsze niż pozostałych pań przygotowanie gimnastyczne pani Dagmary. 
     Spektakl ma już dziesięć lat, może dlatego już się zużył... a może wcale się nie zużył, tylko ja nie miałam humoru? Od sztuki oczekuję czegoś więcej, chcę by stała się pretekstem do rozważań, a nie tylko do uśmiechu i to w dodatku na chwilę. W Kłodzku będzie się jeszcze trochę działo, może nadrobią, może trafią w gusta. W końcu każdy lubi coś innego.

    

2 komentarze:

Dziękuję za każdy pozostawiony po sobie ślad na moim blogu. Bardzo cenne są dla mnie Wasze pochlebne komentarze, ale i te ze słowami krytyki. Jeśli macie jakieś uwagi- napiszcie o tym, dzięki temu będę mogła się doskonalić. :)